Piotr Lipka (1955-1986) wspomnienie

Piotrek często biwakował w ścianie i nie stanowiło to dla niego problemu. Nasz pierwszy wspólny  biwak zdarzył się w lutym 1978 roku, na wschodniej ścianie Lodowego i był nieplanowany (jak i większość innych). Do szczytu brakowało niecały wyciąg, ale czołówki wyposażone w krajowe baterie Centra odmawiały świecenia zimą. Biwak spędziliśmy odziani w swetry wełniane wydziergane przez naszą Mamę i jako szturm żarcie mieliśmy garstkę suszonych jabłek (od naszej Babci) oraz po pastylce modnego w tamtym czasie glucardiamidu. Po nocy w ścianie bez przeszkód dokończyliśmy drogę i zeszliśmy do Terinki.
Paweł Lipka
poniedziałek, 05 lut 2024

Z moim bratem Piotrem byliśmy od zawsze razem. Młodszy ode mnie o rok, dołączył w szkole podstawowej idąc od razu do drugiej klasy podstawówki. Różniły nas charaktery i czasami dochodziło do bójek, które trwały do pierwszej krwi. Trzeba było usuwać ślady przed powrotem rodziców. 

Potem przez 4 lata uczyliśmy się w jednej klasie w XXI Liceum w Łodzi. Jednak zawsze obracaliśmy się w innych kręgach kolegów i przyjaciół. Różny był też wybór studiów: Piotr – matematyka na UŁ, ja – chemia na PŁ. Pomimo tych różnic byliśmy ze sobą bardzo zżyci.

Obozowisko w Tatrach, od lewej: Włodek Iwanowski, Paweł Lipka, Piotr Lipka

No i zaczęła się wspólna fascynacja górami, z którymi nie mieliśmy wcześniej poważniejszych kontaktów (jedynie szkolna wycieczka do Zakopanego). Kurs skałkowy w Podlesicach prowadzony przez Andrzeja Wilczkowskiego „Wilka” odbyliśmy w grupie Julka Rudzińskiego wraz z Mirkiem Popielarczykiem i Sławkiem Legędziem. Później, w tym samym roku 1975, byliśmy razem na szkółce taternickiej w Betlejemce rządzonej wówczas twardą ręką przez Zdziśka Jakubowskiego znanego szerzej jako „Szlachetny”. Potem były Tatry latem i zimą, gdzie wiele dróg przeszliśmy razem oraz beze mnie Alpy, Kaukaz i Himalaje Kishtwar. Poniżej wybór dróg tatrzańskich Piotra:

Lato:

Galeria Gankowa – Filarem Centralnym (1977, partner: Paweł Lipka)

Galeria Gankowa – droga Wacha zach. ściana (1977, Paweł Lipka)

Raptawicka Turnia – Szare Zacięcie (1977, Paweł Lipka)

Kazalnica Mięguszowiecka – Kantem Filara (1978, Andrzej Pilc)

Kazalnica Mięguszowiecka – droga Momatiuka (1978, Paweł Lipka)

Młynarczyk – droga Wacha i Michnowskiego „Dziadka” (1978, Aleksander Warm, Paweł Lipka)

Zima:

Lodowy Szczyt Filarem Brncala – (1978, Paweł Lipka)

Mały Lodowy – droga Slamy (1978, Paweł Lipka)

Mnich wschodnia ściana droga Stanisławskiego (1978, Paweł Lipka) na obozie unifikacyjnym PZA mróz poniżej -30°C. 

W Alpach Piotr był w 1977w ramach obozu UCPA (wymiana studencka), gdzie wszedł razem z Mańką Kunert na Mt Blanc.

Następnie w 1979 roku razem z Józkiem Goździkiem uczestniczył w wyprawie FAKA (Federacja Akademickich Klubów Alpinistycznych) w Himalaje Kishtwar, gdzie po 8 dniach wspinania w stylu alpejskim (bez namiotu) zdobyli Tarparun (6013). To był pierwszy 6-tysięcznik AKG. 

W roku 1980 zakwalifikował się na obóz PZA na Kaukazie, gdzie z Marianem Jargiłłą zdobyli Elbrus, Bżeduch (IVA), Nakratau kuluarem włoskim (IVB).

Piotrek często biwakował w ścianie i nie stanowiło to dla niego problemu. Nasz pierwszy wspólny biwak zdarzył się w lutym 1978 roku, na wschodniej ścianie Lodowego i był nieplanowany (jak i większość innych). Do szczytu brakowało niecały wyciąg, ale czołówki wyposażone w krajowe baterie Centra odmawiały świecenia zimą. Biwak spędziliśmy odziani w swetry wełniane wydziergane przez naszą Mamę i jako szturm żarcie mieliśmy garstkę suszonych jabłek (od naszej Babci) oraz po pastylce modnego w tamtym czasie glucardiamidu. Po nocy w ścianie bez przeszkód dokończyliśmy drogę i zeszliśmy do Terinki.

Lepiej byliśmy przygotowani do akcji razem z Wojtkiem Święcickim zimą na wschodniej Łomnicy, jednak pogoda i warunki zgotowały nam liczne niespodzianki. Wojtek Święcicki tak to wspomina: „Moja opowieść dotyczy pewnej zimowej wyprawy tatrzańskiej z roku bodaj 1979, która doczekała się miana wyrypy pięciu biwaków. Wyruszyliśmy z Łodzi we trójkę nocnym pociągiem w dniu 20 grudnia. Skład osobowy był następujący: bracia Lipkowie tj. Piotr i Paweł oraz ja. Pierwszego biwaku doświadczyliśmy w pociągu na korytarzu, wciśnięci pomiędzy innych podróżnych. W wagonie hulał wiatr bo los wyznaczył nam miejsce w pobliżu tzw. harmonijki pomiędzy wagonami. Drugi biwak, już w Zakopanem, zaliczyliśmy na linoleum w jakimś domu wypoczynkowym, też na korytarzu. Następnego dnia dotarliśmy do schroniska przy Skalnatym Plesie. Było zamknięte ale włamaliśmy się do zaśnieżonej sieni i tam przeżyliśmy kolejny biwak. Niby w schronisku, ale na śniegu. Był to biwak trzeci. Kolejnego dnia, w piękną pogodę uderzyliśmy na drogę Korosadowicza na wschodniej ścianie Łomnicy. Prowadził niezmordowanie Pawełek, ja byłem w środku, a Piotrek zamykał pochód wspinając się z autoasekuracją. Z przyjemnością przyglądałem się ich skuteczności i pewności ruchów. Widać było, że znają się na rzeczy. Kolejny biwak, czwarty z kolei, wypadł nam pod spiętrzeniem ściany. Miejsce na biwak było wyjątkowo wygodne. Humory nam dopisywały. Gotowaliśmy zupki z papierka i wzmacnialiśmy je mielonką wieprzową z puszki. Było super! Następnego dnia, już od rana uderzyły w nas gorące podmuchy halnego. Ściana ożyła za sprawą topniejącego śniegu, który najpierw zamienił się w wodę a na koniec w lodową glazurę. Łomnica stawała się prawdziwą szklaną górą. Trzeba było uciekać. W lawiniastym śniegu przetrawersowaliśmy do Levikowego Kotła, a potem zjechaliśmy ponad 100 metrów na powiązanych linach. Udało się! Chwiejnym krokiem, zataczając się od ciężaru mokrych lin i mokrych ubrań dotarliśmy wreszcie do Tatrzańskiej Łomnicy, cały czas idąc w rakach po śliskim trotuarze. Po zrobieniu świątecznych zakupów wsiedliśmy do autobusu ČSAD zmierzającego na Łysą Polanę. Gołoledź zrobiła swoje i autobus zaczął kręcić piruety po wylodzonym asfalcie. Kierowca stanął w lesie gdzieś w pobliżu przystanku Biela Voda. Pasażerowie wysiedli, kierowca też zniknął, a my zostaliśmy w autobusie sami na kolejnym piątym już biwaku. Ugotowaliśmy sobie herbatkę ze śniegu zaczerpniętego z przydrożnej zaspy. Zjedliśmy resztki szturm żarcia. Położyliśmy się na mokrej i brudnej gumowej podłodze. Nic nie mąciło naszego humoru. Przygoda powoli dobiegała końca. Wieczór był wyjątkowy, bo to była Wigilia.”

Piotrek na Łomnicy

Paweł Lipka w ścianie Łomnicy

W grudniu 1980 roku wycofaliśmy się spod ściany Kazalnicy z powodu niedyspozycji Piotra (mogły to być pierwsze objawy Jego choroby). W schronisku dowiedzieliśmy się, że właśnie rodził się syn Piotra, trzy tygodnie przed terminem. W tej sytuacji pośpiesznie wróciliśmy do Łodzi.

Piotr z synem Pawłem i żoną Dorotą

Objawem choroby Piotra był bardzo niski poziom czerwonych krwinek (nawet poniżej 2 mln). Dość szybko okazało się, że przyczyną jest przewlekła niewydolność nerek. Zaczęły się dializy trzy razy w tygodniu, długie, trwające nawet po 12 godzin oraz częste transfuzje krwi, bo poziom hemoglobiny stale spadał. Mimo ograniczeń i dolegliwości związanych z chorobą i praktyczne przywiązanie do szpitala Biegańskiego w Łodzi, gdzie był dializowany, Piotr starał się prowadzić w miarę normalne życie towarzyskie i zawodowe. Jeździliśmy też w skałki, a nawet w Tatry.

Ja pamiętam dwie takie próby. Jedna zimą z Roztoki z planami na Mnicha lub coś niedużego oraz druga, też zimą na północnej Giewontu z pięknym biwakiem pod ścianą. Wymagało to podróży pociągiem w trudnych warunkach, noclegu na podłodze lub śniegu. 

Piotrowi udało się też dwa razy pokonać ograniczenia związane z dializami i mógł na kilka dni polecieć do Londynu i Padwy, dzięki załatwieniu dializy w tamtejszych szpitalach. Z nadzieją czytaliśmy o osiągnięciach technicznych w dziedzinie przenośnych dializatorów (dziś już dostępnych). Pewne nadzieje dawały także zabiegi o przeprowadzenie przeszczepu nerki w szpitalu w Zurichu. Sprawę pilotował nasz kolega klubowy Włodek Iwanowski. Niestety zły los sprawił, że Włodek wraz ze swoim partnerem Felixem Millerem, lekarzem kliniki nefrologicznej ponieśli śmierć na podszczytowych stokach Mont Blanc, po przejściu drogi Major. Wydarzyło się to latem 1986 roku.

Mimo renty, Piotr starał się pracować w miarę normalnie (na ½ czy ¾ etatu). Po studiach w 1979 roku zaczął pracę w Łódzkim Przedsiębiorstwie Informatyki Przemysłu Budowlanego ETOB, przy początkach komputeryzacji, na 8 bitowych systemach, programując w języku CP/M. W pracy miał osiągnięcia i  kierownictwo umożliwiało mu elastyczny czas pracy w trakcie choroby, dostosowany do dializ i innych powikłań.

Piotr z książką

Piotr zmarł niespodziewanie w listopadzie 1986 roku, po dwudniowej walce ze wstrząsem po transfuzji krwi. Przyjaciele i rodzina zapamiętali Go jako człowieka prawego i brzydzącego się kłamstwem. Nawet w drobnych sprawach dotrzymywał słowa i zobowiązań.

Piotr został ze mną podczas górskich eskapad na długo po swoim odejściu. Lata później, kiedy wspinałem się ze swoim synem Andrzejem (AL) zupełnie nieświadomie wołałem Piotra jakby to On był na linie...