Marek Grochowski (1942-2020)

O Marku zawsze mówiło się Mareczek, taki był zwyczaj. Czasami awansował na Pana Inżyniera, zwłaszcza jak chodziło o roboty wysokościowe w złotym okresie polskiego himalaizmu.
Wojciech Święcicki
piątek, 08 sty 2021

Marka Grochowskiego znałem 50 lat. Przyjmował mnie do klubu w roku 1970. Marek pełnił wówczas funkcję prezesa Koła Łódzkiego Klubu Wysokogórskiego. Mijały lata. Marek był dla mnie kolegą klubowym, sąsiadem, przyjacielem rodziny i kompanem do spraw wszelkich. Lubiliśmy się szczerze...

O Marku zawsze mówiło się Mareczek, taki był zwyczaj. Czasami awansował na Pana Inżyniera, zwłaszcza jak chodziło o roboty wysokościowe w złotym okresie polskiego himalaizmu. Marek był absolwentem budownictwa na Politechnice Łódzkiej. Studiował bez pośpiechu 8 lat, bowiem góry stanowiły ciekawszą rzeczywistość niż perspektywa kierowania placem budowy. Dyplom uzyskał w roku 1968 i później wykonywał swój inżynierski fach przez całe swoje życie zawodowe.

Leży przede mną górski notatnik Mareczka. Pierwszy wpis pochodzi z roku 1958, ostatni zaś z roku 2008. Prosty rachunek pokazuje, że Marek wspinał się przez pół wieku, co samo w sobie musi imponować. Zadziwia systematyczność, wpisy rok po roku, sezon po sezonie: rejon, data, cel, partnerzy, czasami jakiś lapidarny komentarz. Mamy możliwość obejrzenia notatnika strona po stronie: https://www.archiwumgorskie.pl/spis-drog-tatrzanskich-marka-grochowskiego 

Pierwsze lata to wspinaczki z kolegami klubowymi, nic dziwnego bo Mareczek wstępując do klubu  w roku 1958 miał raptem 16 lat. Przewijają się nazwiska: Maria Gross, Krystyna Konopka, Bogdan Mac, Jerzy Michalski, Andrzej Miller, Andrzej Wilczkowski i rówieśny Markowi Samek Skierski.

Marek szybko znajduje też partnerów spoza KŁKW: Kazimierz Głazek, Janusz Kurczab, Krystyna Sałyga, Jan Stryczyński, Ryszard Schramm, Stanisław Zierhoffer. Wielkie nazwiska tamtych lat. Widać jak kariera Marka nabiera tempa, zwłaszcza zimą. Mowa rzecz jasna o Tatrach, bo o innych górach można było tylko pomarzyć.

Pierwsza zagranica to Łódzka Wyprawa w Hindukusz Afgański w roku 1963 kierowana przez Andrzeja Wilczkowskiego. Od tego czasu Mareczek nie mówił inaczej o Wilku jak Pan Kierownik.

O samej wyprawie w notatniku jest niewiele, tylko: 114 dni, wysokość ~ 5000m. Wiemy skądinąd, że Mareczek wyprawę przechorował i mało się nie przekręcił na tamten świat gdyby nie lekarz wyprawy Maciek Sprężyna Gryczyński.

Lato 1964 przynosi nie tylko nowe drogi ale też nowych partnerów. Marek wspina się z Jerzym

Surdelem i Ryszardem Szafirskim. Pojawiają się też nowi przyjaciela na całe życie. Obok Samka Skierskiego widzimy Ryśka Kowalewskiego i Andrzeja Barona Skłodowskiego.

Tu trzeba dodać, że Mareczek był stały w przyjaźniach. Niektóre nazwiska przewijają się na kartach notatnika nawet kilkanaście razy. Co bynajmniej nie oznacza, że pozostali mięli jakąś krechę. Mareczek, to rzecz niezwykła, nie miał wrogów, a nawet trudno by znaleźć jakichś oponentów. Rzecz tym dziwniejsza, że Marek był też działaczem, co niemal automatycznie oznacza, że oprócz akolitów musiał też mieć jakichś przeciwników. Ale jak się zdaje takowych nie było. Może był to skutek subtelnego poczucia humoru, takiego bez rechotu, którym  urzekał wszystkich wokół.

Lato 1966 przynosi pierwszy wyjazd alpejski w rejon Mont Blanc. Łupem pada między innymi ceniona droga środkiem północnej ściany Aiguille Blanche de Peuterey. Wśród partnerów pojawiają się kolejne wielkie nazwiska: Zbigniew Jurkowski, Piotr Kintopf, Maciej Popko i Andrzej Zawada.

Lato 1967 to kolejny sezon alpejski, tym razie w rejonie Bergell i Berniny. Po licznych perypetiach następuje pierwsze polskie przejście drogi Cassina na Piz Badile w towarzystwie Henryka Furmanika, Piotra Kintopfa, Samka Skierskiego, Andrzeja  Skłodowskiego i Wojtka Wróża.

Następny rok jest dla Marka rokiem tragicznym. 24 sierpnia 1968 roku ginie na wschodniej ścianie Mont Blanc Samek Skierski, jeden z najbliższych przyjaciół Marka. Po zmarłym zostaje zbiór obrazów i grafik których głównym depozytariuszem staje się właśnie Marek. Jego zamysł aby wydać album z pracami Samka Skierskiego nie doczekał się niestety realizacji....

Przełom roku 1968 i 69 zajmuje I polska wyprawa w góry Etiopii, kierowana, a jakże, przez Andrzeja Wilczkowskiego. Wyprawa byłą bardziej eksploracyjna niż sportowa ale pod każdym względem owocna. Nie wyłączając audiencji u  cesarza Haile Selassie. No i ten luz! Nikt wtedy do pracy się nie spieszył, wyprawa trwała bagatela 134 dni!

Następne lata wskazują na wzrost skuteczności Mareczka zwłaszcza w terenie skalnym. Ukoronowaniem wyjazdów alpejskich staje się poprowadzenie nowej drogi na centralnym filarze Brouillard w sierpniu 1971 roku w towarzystwie  Andrzeja Dworaka i Wojtka Jedlińskiego. Trzeba dodać, że Marek był bardzo dumny z tego, że droga o której mowa znalazła się w przewodnika Vallota, tom I, droga numer 267b.

W roku 1972 rozpoczyna się przygoda Mareczka z górami wysokimi. Najpierw był wyjazd w Pamiro Ałaj i wejścia szczytowe z Ryszardem Kowalewskim, Janem Stryczyńskim i Andrzejem Wiluszem, a następnie w rok później w Pamir Centralny. Mareczek wszedł na pierwsze swoje szczyty siedmiotysięczne: Pik Korżeniewskiej i Pik Komunizma, na ten drugi częściowo nową drogą.

W roku 1974 ma miejsce polsko-niemiecka wyprawa w  Karakorum na dziewiczy szczyt Shispare o wysokości 7611 m. Wyprawą kieruje Janusz Kurczab. Cel jest ambitny i trudny technicznie. 21 lipca na szczycie stają: Hubert Bleicher, Leszek Cichy, Marek Grochowski, Jan Holnicki-Szulc, Andrzej  Młynarczyk,  Hubert Oberhofer i Jacek Poręba. Dla Mareczka zdobycie Shispare będzie Jego największym sukcesem sportowym! Dodajmy, że historycznym.

Lato 1976 przynosi udział w wyprawie centralnej na K2. Była to pierwsza z trzech wypraw Mareczka na drugi szczyt Ziemi. Na tej pierwszej, znanej szerzej z książki Janusza Kurczaba „Ostatnia bariera”  Mareczek dotarł do wysokości 8000m. Jako ciekawostkę można podać, że Mareczek uczestniczył niemal we wszystkich wyprawach Janusza Kurczaba. Opuścił bodaj tylko jedną kiedy nie dostał urlopu z wojska.

W lecie 1978 roku Mareczek zostaje zaproszony do udziału w warszawskiej wyprawie na Makalu, kolejnej kierowanej przez Janusza Kurczaba. Marek dociera do wysokości 7400m. W roku 1980 wyrusza łódzka wyprawa na Annapurnę II kierowana przez Jerzego Michalskiego. Z powodu złej pogody i różnych perypetii (wypadki lawinowe Z. Laskowskiego i P. Kintopfa) wyprawa ze zdobywczej przerodziła się najpierw w eksploracyjną a potem ewakuacyjną. Trwała stosunkowo krótko jak na tamte lata bo 96 dni.

Lato 1982 przynosi drugą wyprawę Janusza Kurczaba na K2. Marek dociera do wysokości ok 7500m. Wyprawa trwała bagatela 155 dni! Kolejne lata to wręcz seryjne wyjazdy w góry wysokie: 1983 Himalaje Garhwalu, 1984 ponownie Himalaje Garhwalu, celem jest Shivling, 1986 kolejna wyprawa w Himalaje Garhwalu, celem jest Kedar Dom, 1987 wyprawa w Himalaje Kaszmiru, celem jest Nun.

Żeby nikt nie myślał, że Mareczek jeździł tylko na wyprawy w góry wysokie, to pomiędzy nimi znajdujemy ciekawe wspinaczki zimowe w Tatrach oraz tak rzadkie cele jak np. góry Szwecji, gdzie Marek wspinał się ze swoim przyjacielem Piotrem Kintopfem. Jako  ciekawostkę można podać, że szczyt Knebnekeise został zdobyty 30 czerwca lekko po północy w subtelnym świetle polarnej nocy.

W maju 1990 roku wyrusza międzynarodowa wyprawa na Gasherbrum II. Kierownikiem jest Marek Grochowski. Wyprawa osiąga cel. Wtedy też rozpoczęła się przygoda Piotra Pustelnika z kolekcjonowaniem tzw. Korony Ziemi. Lato 1992 przynosi wyprawę na Nanga Parbat. Szczyt zdobywają Józef Goździk i Piotr Pustelnik.

Tu trzeba  koniecznie powiedzieć, że wszystkie wyprawy kierowane przez Mareczka były bardzo dobrze prowadzone. Uczestnicy zgodnie podkreślali kompetencje Marka i życzliwą koleżeńską atmosferę. Mareczek nie miał nigdy najmniejszych nawet zapędów autorytarnych. Miał natomiast nadzwyczajny dar zjednywania sobie ludzi. Bez wysiłku, a może nawet bezwiednie urzekał swoim urokiem osobistym.

W roku 1996 Marek bierze udział w swojej trzeciej wyprawie na K2. Kierownikiem jest Krzysztof Wielicki. Lata lecą, Mareczek ma już 54 lata. Mimo wieku aktywnie działa przy zakładaniu obozów do wysokości 7800m. Szczyt zdobyli, w pierwszym ataku Marco Bianchi, Christian Kuntner i Krzysztof Wielicki, a w drugim, 4 dni później, Ryszard Pawłowski i Piotr Pustelnik.

Rok 1997 przynosi zasadniczą zmianę kierunku. Marek działa na Alasce na Mt McKinley, jak się wówczas jeszcze mówiło na Denali. Rok później jeszcze większa odmiana. Mareczek zwiedza cztery wulkany Europy. Ciekawy pomysł trzeba przyznać...

Natura ciągnie jednak Mareczka na wschód. W roku 2001 atakuje Kamet, a w 2002 Chan Tengri.

W roku 2004 działa na Kaukazie pod Elbrusem, a w 2005 wyjeżdża w Góry Fanskie w Tadżykistanie. W roku 2006 Mareczek znów jedzie w Kaukaz i wchodzi na Kazbek.

W międzyczasie, dla urozmaicenia, Mareczek jeździ rok w rok w Alpy austriackie oraz inne niezbyt odległe rejony. Prawie zawsze w tym samym gronie wypróbowanych przyjaciół. W wykazie przewijają się nazwiska Józka Goździka, Marka Józefiaka, Piotrka Pietrzaka, Waldka Ruty, Marka Rożnieckiego, Iwony i Andrzeja Skłodowskich oraz Kazika Sobańskiego.

W roku 2007 Mareczek odwiedza Andy chilijskie (tam Go jeszcze nie było:), a w rok później czyli w 2008 wyrusza w Atlas marokański i wchodzi na czterotysięczny Jebel Toubkal. Mareczek ma wówczas 66 lat. Tak właśnie uświetnia swoją 50. rocznicę działalności wspinaczkowej.

Dalsze strony panamareczkowego górskiego notatnika pozostają już niezapisane. Co nie oznacza, że Mareczek przestał jeździć w góry i marzyć o większych górach. Wybieram się, jak mawiał, Inszallah...

Wspinaczkowy świat Mareczka nie kończył się w górach. Marek był działaczem par excellence.

Był prezesem Koła Łódzkiego Klubu Wysokogórskiego w kadencji 1970/72. Po powstaniu PZA przez wiele lat był członkiem komisji sportowej. Był też wiceprezesem Związku. Od roku 1986 zasiadał w Sądzie koleżeńskim PZA. Te oraz inne zasługi spowodowały, że w roku 2004 Marek został obdarzony godnością członka Honorowego PZA. I jeszcze prawie drobiazg, przez 20 lat Marek był wiceprezesem Łódzkiego Klubu Alpejskiego „Szarotka” działającego przy PTTK. Koniecznie trzeba też dodać, że pomimo licznych sukcesów, funkcji i zaszczytów Mareczek był nad  wyraz skromnym człowiekiem. Unikał wszelkiego rozgłosu, nie pchał się na afisz a tzw. szkło najzwyczajniej  Marka peszyło. Zachęcam do obejrzenia filmu Łódzkie Historie wspinaczkowe.

grudzień 2020

Pełna wersja tekstu ukazała się w "Echach Gór" nr 2, 2020.